Tyle trwa jedna sesja z pacjentem, podczas której terapeuta Victor Zenni zakłada elektrody na czole, karku i chorych miejscach pacjenta, stymulując układ nerwowy oraz mózg poprzez emitowanie elektrycznych impulsów stosując tzw. prądy Bernarda. Ten Polak mieszkający przez lata w Australii a obecnie praktykujący w kraju, jest twórcą nowatorskiej metody fizjoterapii, skutecznie pomagającej ludziom z chorobami tarczycy, hashimoto, guzami, Graves-Basedowa, dzieciom z porażeniem mózgowym, pacjentom z objawami depresji i nękanych bólem. Twórca Metody Zenni, którą pod tą nazwą zarejestrował w Australijskim Urzędzie Patentowym w 1990 roku, pragnie aby sięgali po nią inni terapeuci gdyż już pierwsze zabiegi przynoszą znaczną ulgę chorym. A Victor Zenni, który otrzymał za swoje osiągnięcia tytuł Doktora Nauk z Uniwersytetu Colombo-Sri-Lanka, jest człowiekiem z pasją. Jest nią pomaganie ludziom w odzyskiwaniu zdrowia.
Rozmawiam z Victorem Zenni w jego gabinecie terapeutycznym w Warszawie… Jest skupiony a zarazem ciepły w sposobie bycia, otwarty na wszelkie pytania. Przyjmuje po trzydzieści pacjentów dziennie, przyjeżdżających na zabiegi z catej Polski i zza granicy.
Pańska metoda fizjoterapii jest alternatywą do skalpela i operacji?
– Absolutnie. Amerykanie odkryli, a ja to rozwinąłem w swojej metodzie, że w chorych narządach, np. wątrobie, tarczycy, w komórkach jest za mało impulsów elektrycznych. Więc moja idea jest taka by uzupełniać je z zewnątrz. I zastosowałem prądy Bernarda do stymulacji mózgu. Prądy Bernarda są znane od 50 lat i stosowane w fizjoterapii do leczenie kręgosłupa. Jednakże do czasu mojego wynalazku nie były stosowane do stymulacji mózgu. Swoją Metodę Zenni wypróbowałem na sobie, na rodzinie, potem na pacjentach. Moim celem jest nie tylko jej stosowanie, ale upowszechnianie jej dla dobra chorych.
Czy pan uważa, że w Polsce docenia się w dostatecznej mierze walory medycyny niekonwencjonalnej i fizjoterapii w porównaniu np. z sytuacją w Australii?
– W Australii jest znacznie większa świadomość walorów medycyny naturalnej, czy jak się ją też określa niekonwencjonalnej niż w Polsce. Dlatego media szybko tam podchwyciły znaczenie mojej metody i nagłaśniały wypadki wyleczonych chorych. Obecnie wszędzie, także w Australii i Polsce, jest duża presja firm farmaceutycznych na lekarzy aby leczyli długo i drogo, szybko zalecali operacje, podczas kiedy – co potwierdza moja praktyka – bardzo często nowoczesna fizjoterapia może szybko i skutecznie pokonywać niektóre choroby. Ale akademicka medycyna to dziś jest wielki biznes, a firmy farmaceutyczne decydują o sposobie kształcenia lekarzy. Także kształcenie fizjoterapeutów podlega graniczeniom i kontroli lobby farmaceutycznego, co skutkuje brakiem innowacji i postępu w tej dziedzinie. I tak stosowanie prądów Bernarda, zalecane w podręcznikach do fizjoterapii, polega na zabiegach minutowych, a fizjoterapeuta przykłada elektrody nawet często nie wiedząc w którą stronę płynie prąd. Nastawia zegar i wychodzi na kawę. Jak pani widzi – ja steruję prądami, które w myśl mojej metody są stosowane do stymulacji mózgu.
Wymierne sukcesy terapeutyczne przeprowadzane Metodą Zenni znajdują potwierdzenie w listach wielu pacjentów i przedłożonej przez nich dokumentacji. Jedna z pacjentek, Violetta Stępień pisze: Trzy lata temu wykryto u mnie niedoczynność tarczycy. Leczenie farmakologiczne przy TSH 15 lekarze rozpoczęli od 50 mg. Euthyroxu. Do lata ubiegłego roku TSH wyniosło 29,4 przy dawce leku 200 mg… Trzy lata kuracji hormonalnej, której poddali mnie lekarze endokrynolodzy spowodowały, iż z normalnej kobiety w wieku 35 lat stałam się wielorybem. Przytyłam 30 kg! Stałam się ociężała, powolna, wiecznie niezadowolona i śpiąca. Nie wiem, co zadziałało w moim mózgu że pomimo zniechęcenia i braku wiary przyjechałam do Pana, doktorze. Jestem już po trzech stymulacjach prądami. Po pierwszej wizycie u Pana zaczęłam spać bez chrapania. Rano budziłam się już bez okropnego bólu gardła. Druga stymulacja pomogła mi pozbyć się opuchlizny twarzy i nóg, która powodowała, iż skóra była napięta do granic możliwości, czerwona i świecąca. Jednak trzecia wizyta u pana stalą się dowodem, że wracam do zdrowia. Zrobiłam badanie kontrolne TSH przed wizytą u endokrynologa. Wyniosło 1,8. Nigdy wcześniej nie miałam tak rewelacyjnego wyniku TSH, więc uznałam, że badanie laboratoryjne było błędne Powtórzyłam je więc i wynik się potwierdził! Od trzech lat po raz pierwszy wynik TSH jest w normie. Wiem już na pewno, że to Pan mi pomógł. Jestem pewna, że teraz kiedy poziom tarczycy został przez Pana wyrównany, pomoże mi Pan odzyskać mój dawny wygląd, moją dawną wagę.”
Taki list i wiele innych z podobnymi słowami wdzięczności są miarą pańskich sukcesów w stosowaniu Metody Zenni. Czy uważa się Pan za cudotwórcę”?
– Nic podobnego, zostawmy to słowo. Moja metoda jest czystą, mądrą, nowoczesną fizjoterapią XXI wieku, fizjoterapią przyszłości. Najważniejszą sprawą jest ludzkie traktowanie cierpiącego człowieka. On musi czuć, że terapeuta dba o niego, a zabiegi nie są wyciąganiem pieniędzy. Gdy widzę, że stosowanie mojej metody nie przynosi poprawy – na przykład przy stwardnieniu rozsianym – nie podejmuję się leczenia. Gdy zgłaszają się ludzie z chorobą Parkinsona, uprzedzam, że moja metoda terapii wpływa na poprawę stanu pacjenta, ale ponieważ system nerwowy jest uszkodzony nie ma wyzdrowienia. Działam wtedy kiedy wiem, że można osiągać rezultaty, a czasami zdumiewająco szybkie efekty w poprawie zdrowia.
Pierwszą pacjentką z chorobą Basedowa,leczoną przez Victora Zenni w Polsce była Renata Królicka z Ostrołęki. Pisze: Cierpiałam na chorobę Graves-Basedowa od pięciu lat. Początkowo kurowano mnie radioaktywnie, potem steroidami, hormonami etc, a wciąż choroba nie ustępowała. Co gorsze, pojawiły się nowe objawy. Sytuacja nie ulegała poprawie, dopóki nie spotkałam Pana. Muszę przyznać, że miałam wątpliwości po pierwszej sesji, chociaż zauważyłam, że nastąpiła pewna pozytywna reakcja na terapię. Szczęśliwie po następnej sesji zdałam sobie sprawę, że podjęłam dobrą decyzję i nabrałam pewności, że jestem w dobrych rękach. Moja ostrość widzenia poprawiła się i nie cierpiałam z powodu zmieniających się stale nastrojów. Ponadto straciłam na wadze, a stan moich rąk, nóg i twarzy znacznie się poprawił Odbyłam u Pana kolejne sesje i czuję się naprawdę dobrze. Wróciły moje marzenia i perspektywy na przyszłość. Chcę powiedzieć, jak jestem Panu wdzięczna za jego pomoc. W moim przekonaniu, Panprzywraca ludziom nie tylko zdrowie, ale daje im poczucie godności niezbędne dla ludzkiej egzystencji. Będę rekomendować pańską terapię wszystkim, którzy cierpią na chorobę Basedowa. Pana nowa metoda pozwoli im uniknąć koszmaru jaki byt moim udziałem.
Zdaje Pan sobie zapewne sprawę, że proponując alternatywę do skalpela naraża się Pan chirurgom?
– Nie obawiam się tego, bo wiem, że mogę choremu pomóc. Mam czternastoletnią pacjentkę, której lekarze zalecali wycięcie tarczycy. Po trzeciej stymulacji moją metodą tarczyca się chowa, ręce się uspokajają, dziewczyna przytyła 5 kg i zapomniała o operacji. Gdyby nie poddała się kuracji i poszła pod nóż, byłaby do końca życia okaleczona…
Mieszkająca w Hanowerze Barbara Malarz była zdesperowana brakiem rezultatów w leczeniu choroby Basedowa przez tamtejszych lekarzy. Mimo przyjmowania licznych leków była tak osłabiona, że nie mogła zjeść kromki chleba, miała opuchnięte powieki, stale zaczerwienione oczy, jej twarz była zniekształcona. Jak opisuje: Z każdym dniem moje powieki opadały bardziej, i bardziej i w rezultacie nie byłam w stanie zamknąć oczu podczas spania. Stosowane zabiegi nie przynosiły żadnej poprawy. Straciłam wszelką nadzieję. Pewnego dnia przeczytałam artykuł o pańskiej nowej metodzie. Trudno było mi uwierzyć, że jedna osoba byłaby w stanie znaleźć kurację dla mojej choroby w tak krótkim okresie czasu, gdy dziesiątki specjalistów próbowały bezskutecznie to robić przez ponad dwa łata. Ale byłam w takiej desperacji, że zdecydowałam się przyjechać do pana do Krakowa. Drogi doktorze Zenni, odbyłam moja ostatnią sesję miesiąc temu i czuję, jak moje zdrowie się poprawiło. Widzę to, gdy spoglądam na siebie w lustrze i czuję po obudzeniu się, kiedy otwieram oczy i one mnie już nie bolą. Teraz wiem, ile bólu by mnie ominęło, gdybym spotkała pana rok lub dwa lata wcześniej.”
W warszawskim gabinecie teraupetycznym Victora Zenni spotykam młodą, piękną kobietę i jestem zaskoczona, gdy dowiaduję się, że cierpiała na chorobę Basedowa. Ależ niczego po pani nie widać” – wyrywa mi się uwaga. Julia Szukina, mieszkająca i pracująca w Niemczech Rosjanka, uśmiecha się: Terazpo sześciu stymulacjach doktora Zenni istotnie choroba cofnęła się. Zachorowałam sześć łat temu i niemieccy specjaliści niestety mi nie pomogli. Byłam zrozpaczona. Obecnie badania krwi wykazują, że poziom hormonów oraz przeciwciał mam w normie, oczy cofnęły się na swoje miejsce i nie bolą. Teraz przyjeżdżam do Warszawy na sesje u doktora Zenni, by poprawić kształt powiek.”
Gdy pytam Victora Zenni jak upowszechnia swoja metodę wśród terapeutów, odpowiada: Wykształciłem już parę osób w Australii i w Europie. Ale szkolenie wymaga czasu i wiąże się z pewnymi nakładami finansowymi. Tak więc wszystko jeszcze przede mną.
Wie Pan, zastanawiam się jakie drogi życiowe doprowadziły Pana do poświecenia tak ogromnej pasji medycynie fizykalnej i fizjoterapii?
– Jestem świadomy ograniczenia czasu naszego pobytu na tej planecie i traktuję jako swoistą misję pomaganie ludziom odzyskać zdrowie i wrócić do pracy. Wychowałem się w gabinecie mojej babci, która miała doktoraty z chirurgii i ginekologii, a moja mama była dentystką. Widziałem ich troskę ludzi, działały z powołania i nie traktowały pacjentów – jak to się teraz często zdarza – tylko jako źródło dochodów. Tak się złożyło, że wybrałem studia na politechnice, ale szybko zrozumiałem, ze nie chcę praktykować w wyuczonym zawodzie. Pociągały mnie podróże, a swoją drogę życiową zawodową odnalazłem w Australii, gdzie poświeciłem się leczeniu swoja metodą fizjoterapii. Widocznie to było moje przeznaczenie. Gdy dowiedziałem się w Australii, że stan zdrowia mojej mamy bardzo się pogorszył przyleciałem do Polski i leczyłem ją moją metodą. Po mojej kuracji – mając wtedy 74 lata – powiedziała:czas cieszyć się życiem. Moja mama była latami leczona przez kardiologów, jednakże od czasu do czasu miała migotanie przedsionków. W ostatnim okresie leczenia kardiolog sugerował wszczepienie rozrusznika serca. Obecnie moja mama ma 88 lat, odstawiła wszystkie leki nasercowe i czuje się dobrze.
Czy jest Pan idealistą?
– Nie, jestem realistą i biznesmenem, ale jednocześnie dbam o ludzi, wielu chorym pomagam bezpłatnie. I tak bezpłatnie leczę w swoich gabinetach w Warszawie, Krakowie i Lublinie młodych ludzi z myślami samobójczymi. W takich wypadkach poziom sterote-miny w mózgu gwałtownie się obniża a terapia Metodą Zenni stymuluje go i leczy depresję.
A czy Pan sam doświadczał depresji?
– Oczywiście, zdarza się, ale gdy odczuwam depresję, dlatego robię sobie stymulację i ona mija.
Jakie są Pana najbliższe plany?
– Teraz jadę na miesiąc do Australii, gdzie spotkam się z synami, nacieszę się tym wspaniałym krajem, zrelaksuję się.
Ale jest także cel zawodowy. Zaprosiłem do Perth znakomitego fizjoterapeutę i chiropractora Ryszarda Tomaszew-skiego i pragniemy przedstawić w australijskich domach spokojnej starości pożytki mojej terapii. Bo mieszkający w nich renciści szpikowani są cały czas lekami psychotropowymi, aby byli posłuszni. A przecież ich jakość życia może być o niebo lepsza kiedy zamiast tych medykamentów mieliby możliwość polepszenia swego zdrowia i nabrania energii poprzez poddanie się nowoczesnej fizjoterapii. Po powrocie do Polski stawiam przed sobą jasny cel. Chcę stworzyć wraz z Ryszardem Tomaszewskim dom rencistów, który nazwiemy domem zdrowia gdzie starsi ludzie żyliby korzystając z zabiegów fizjoterapii Metodą Zenni. Byłby to dom australijsko-polski, gdyż wiem, że znajdą się starsi Australijczycy oraz Polacy z australijskim obywatelstwem, którzy chcieliby przenieść się do Polski do takiego ośrodka. Problem zdrowia i jakości życia starych ludzi staje się coraz bardziej ważny na całym świecie. Wierzę głęboko, że nowoczesna fizjoterapia jest istotną odpowiedzią na problemy zdrowotne nie tylko Polaków i Australijczyków. Mam nadzieję, że nasz Dom Zdrowia zaczniemy organizować w okolicach Warszawy jeszcze w tym roku.
Rozmawiała Ewa Boniecka.
Elity, nr 1/2 (18) 2005
Sprawdź również: